Dzisiaj spojrzymy na zdrowie i choroby z trochę innego poziomu..
Do poruszenia tego bardzo istotnego tematu chciałam się odnieść w oparciu o
cykl książek Siergieja Łazariewa, a zwłaszcza ostatnio przeczytanej: Stopnie ku Boskości.
Wracając do naszego tematu „Jak zbudować sobie zdrowie?”
i nawiązując do części pierwszej, chcę podkreślić, że ważne jest podczas
rozpoczęcia pracy nad sobą i wprowadzania zmian, aby pamiętać o tym pierwiastku
naszej osoby, który nie jest widoczny gołym okiem, czyli stronie duchowej i
mentalnej.
O co właściwie chodzi?
Jeśli jesteśmy
całością (ciało – ludzkie Ja i dusza – Boskie Ja) to równie ważne są aspekty zmian na obu płaszczyznach.
Choroba
ciała jest próbą pomocy w zmianie nieprawidłowego stosunku do świata. Jeśli
hartując ciało, pozbędziemy się chorób, ale nie będzie zmiany wewnętrznej, to
pojawią się inne choroby.
Podobno osoby, które stosują diety – posty / głodówki, czyli
oddziaływują na element ludzkiego Ja, a nie zmieniają się na poziomie mentalnym
- Boskim Ja, nie osiągają rezultatów, a nawet mogą wpędzić się w jeszcze
większe kłopoty (daleko nie trzeba szukać – mam kilkoro znajomych, którzy
zdecydowali się na dietę białkową – ostatnimi czasy bardzo popularną, z ich opowiadania
wynika, że niestety skutki diety były niezadowalające – dolegliwości ze strony
nerek, wysuszona skóra, efekt jojo).
Oczyszczenie
fizyczne bez oczyszczenia duchowego jest jak tabletka – daje odroczenie, ale
potem może być gorzej. Człowiek nie jest brudnym naczyniem,
które można umyć i będzie czyste. Organizm sam ciągle się oczyszcza (i do
oczyszczania na poziomie fizycznym jeszcze wrócimy – być może w kolejnej części).
Nagromadzenie złogów jest rezultatem wewnętrznej dysharmonii. Im aktywniej
będziemy oczyszczali organizm, tym większa będzie wewnętrzna dysharmonia. Pod
tym względem głodówka lecznicza jest lepsza od zwykłych metod oczyszczania, ale
ma jedną ciekawą właściwość.
Jeśli celem głodówki
leczniczej jest wyłącznie fizyczne uzdrowienie, jeśli podczas niej człowiek intensywnie myśli, martwi się, żałuje
przeszłości lub boi się przyszłości, to taka głodówka może wyrządzić szkodę.
Oznacza to, że dystansowaniu
się od problemów fizycznych powinno towarzyszyć dystansowanie się od problemów
duchowych. Wtedy łatwiej jest pokonać zależność od ludzkiego Ja i
skoncentrować się na Boskości.
Cytat
z książki:
„Aby lepiej poczuć Boską miłość, należy na
jakiś czas wyhamować aktywność naszego ludzkiego Ja. Hamowanie funkcji
świadomości odbywa się poprzez pozbycie
się żałowania przeszłości, lęku przed przyszłością i niezadowolenia z
teraźniejszości.”
Jak to zrobić? Na to pytanie każdy we własnym sumieniu
powinien dać odpowiedź. Nie jest to wcale tak proste, jak się wydaje. Dla mnie oznacza
to bycie dobrym dla siebie, dla innych oraz umiejętność hierarchizowania wartości.
Nie wiem, czy zauważyliście takie zależności jak np.
bóle głowy, jako następstwa oceniania innych, plotkowania, obrażania się,
złości i zawiści, albo zbytniego przejmowania się przyszłością, lęku przed nią
(kiedyś mówiło się, że od myślenia boli głowa, dopiero niedawno odkryłam
mądrość tego powiedzenia).
Po prostu brakuje nam umiejętności przyjmowania tego co
nas spotyka oraz znalezienia sensu w tym i podjęcia stosownych działań. Zwykle
jesteśmy dumni i pyszni, nie przyjmujemy uwag, mamy swoje zakodowane odruchy,
sami często wyrządzamy krzywdę innym. Na dobry przykład: Właśnie odebrałam tel.,
w którym pani grzecznie zweryfikowała moje dane do książki tel. i na koniec
zapytała „do Państwa również przesłać książkę tak jak do innych mieszkańców,
tak?” Kiedy powiedziałam, że nie jestem zainteresowana i … (chciałam dodać, że
niedługo ten numer już nie będzie aktualny) pani rozłączyła się nagle nie dając
mi możliwości dokończenia zdania J. Czasem
tak banalne sytuacje wywołują w nas dziwnie niepokojące odczucia – złości,
rozdrażnienia, obrażania, chęci „dokopania” drugiej stronie, i tylko od nas
zależy, czy sytuację tę potraktujemy „po prostu”, bez pielęgnowania złych
odczuć, czy wściekniemy się i już do końca dnia mamy zepsuty humor, a wieczorem
pęka nam głowa….. z tych doznań i trzymanych napięć.
Sama nie raz złapałam się na tym, że po ciężkim dniu – intensywnych
analizach zachowań oraz ocenianiu i porównywaniu innych, bolała mnie głowa, albo
kiedy za dużo wiedzy chciałam przyswoić i się starałam za mocno wniknąć w temat
i swoje racje przeforsować - hmm – no właśnie – nie od razu wpadałam na to, że
coś mogłam zrobić nieodpowiednio lub zbyt mocno przejęłam się czymś, zachowując
ocenę i obrazę wewnątrz siebie.
Jednak, aby nie zwariować z tym wszystkim i gdzieś móc
się zatrzymać – spojrzeć w siebie - otrzymujemy odgórnie pomoc w postaci najpierw znaków, później przytrafiających
się bólów, obraz od innych – sprowadzają na ziemię J,
chorób, nieszczęść, dopóki nie wejdziemy na ścieżkę olśnienia i nie
przepracujemy w sobie tych zaległych „wirusów”.
Najłatwiej jest przełożyć sytuację na codziennie
spotykane przypadki, a mianowicie – często zdarza się, a na pewno mówi się o
takich sytuacjach – kiedy dzieci osób zamożnych, które wydaje się, że mają
wszystko, że nic im do szczęścia więcej nie potrzeba, wpadają w jakieś
nieodpowiednie środowiska, często stają się nieznośne, wpadają w nałogi,
chorują itp..
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego tak się
dzieje? Oczywiście powiecie, że to dlatego, że rodzice zabiegani i zapracowani
nie mają dla nich czasu, żeby porozmawiać, zapytać, czy wszystko ok. itp..
Oczywiście jest to niewątpliwie bardzo istotne, jednak z punktu widzenia
powiązań pozafizycznych rozwiązanie jest zaskakująco oczywiste. Chodzi o to, że
sytuacje, w jakich znajdują się dzieci są sposobem zwrócenia uwagi, a nawet
odwrócenia uwagi od mniej istotnych wartości, przerwania przywiązania – są tak jakby ratunkiem dla
rodziców, którzy są tak przywiązani do wartości materialnych i bytowych, że nie
potrafią dostrzec swojej jedynej słusznej wartości, jaką jest po prostu miłość oraz
wartość wychowania dzieci w atmosferze dobroduszności i wskazania kolejności
wartości w budowaniu zdrowia i wewnętrznej miłości (w dalszej części się rozjaśni ta
kwestia).
Czy wiecie, że osoby wpadające w nałogi, czy to
alkoholizm, czy papierosy, potrzebują po prostu oderwania od swoich przywiązań,
jest to sposób najbardziej prosty, mówi się, że po ciężkim dniu kieliszek wina
lub papieros po ciężkim spotkaniu działa odstresowująco – to nic innego jak pchnięcie w stronę
oderwania od przywiązań (materializmu, dóbr doczesnych oraz niezadowolenia z siebie, z losu
i lęku przed przyszłością).
Wiem, że brzmi to trochę, jak nawiedzone opowiastki :),
jednak nie jest to tylko moje stanowisko, a myślę, że wielu z was też miała
czasem chwile takiego zastanowienia i dociekliwości w dziedzinie przyczynowo - skutkowej.
Mówi się, że jak jest potrzeba jakiejś zmiany, to
spotykamy na swojej drodze odpowiednie osoby. Jest to pewnie jeszcze wczesny
etap naszych przywiązań i jeśli dobrze odczytamy „znaki”, nie będzie potrzeby
zmiany poprzez np. obrazę czy chorobę.
Wiele razy łapię się na tym, przy spotkaniach z ludźmi,
że to nasze spotkanie jest w jakimś celu, ma jakieś ukryte kierunki, często
właśnie prowadzące do źródeł informacji. Staram się potrafić dojrzeć ten
przekaz, który często jest gdzieś ukryty między słowami, zdaniami, sytuacjami. I
czasami po fakcie dopiero – jak coś mnie spotka później – kojarzę zależność z
tym właśnie, co mi powiedziała dana osoba lub tym w jaki sposób odebrałam daną
sytuację. Nie jedną książkę przeczytałam właśnie po takich rozmowach, a książki
dały mi możliwość dotarcia do tych zależności, zrozumienia, zmiany i możliwości
przekazania Wam i dalej zachęcenia do zgłębienia tematu :).
Zauważyliście, że kiedy na coś się za bardzo nastawiamy,
na czymś nam zależy bardzo bardzo, to wtedy przychodzi jakiś cios
niespodziewany, i albo psuje nam plany, albo kończy się to porażką? Ja tak mam,
jeśli „wrzucę na luz” i nie staram się za wszelką cenę czegoś osiągnąć, sama
się sprawa rozwiązuje, i wszystko wskakuje na odpowiednie tory.
Mówi się też, że „człowiek planuje, Pan Bóg kule nosi”.
Nie trzeba chyba zbytnio tego rozwijać, myślę, że każdy z nas spotkał się w
życiu z taką sytuacją.
Jeśli jesteśmy bardzo przywiązani do pewnych rzeczy,
ciężko jest nam odpuścić, zarówno na poziomie bytu: fizycznym i materialnym,
ale też na poziomie przywiązania do ludzi - uczucia i zachowania wobec siebie i
innych, dzieją się rzeczy, których najczęściej się nie spodziewamy. I tu zależy
od poziomu naszej wewnętrznej uważności, czy zauważymy pierwsze znaki i
będziemy umieli podjąć dobre działania, czy potrzeba większej „kuli”.
Bardzo istotne z punktu widzenia tychże właśnie postaw jest
oczyszczenie z naszych przywiązań przez najbliższe nam osoby (dzieci, małżonka, rodziców) – pomoc poprzez
kłótnie np.. Jednym z takich znaków właśnie
(a jednocześnie prób dla sprawdzenia naszych przywiązań), jest obraza przez
najbliższe nam osoby - kiedy potrafimy oczywiście nie obrażać się, nie złościć i pokornie przyjąć, ale nie tylko nie
odkrzykując tej bliskiej osobie i nie obrażając się, ale też nie burząc tym zdarzeniem wewnętrznej
równowagi – i tu bardzo wzmacnia siła miłości, a praca nad sobą jest tu
nieoceniona (w myśl zasady: „nie pozwól by zachowanie innych zniszczyło twój
wewnętrzny spokój”). Bo jeśli nie wybuchniemy na zewnątrz, a w środku życzymy
źle tej osobie – to nie będzie dobrze.
Co o tym myślicie? - I tutaj zacytuję fragment książki
Łazariewa:
„Cierpienia popychają nas do Boskiej miłości.
Im bardziej się na niej koncentrujemy, tym mniej cierpień potrzebujemy. W jakim stopniu od czasu do czasu
dobrowolnie rezygnujemy z ludzkiej logiki oraz wszystkiego co jest nam drogie i
zaczynamy żyć Boską logiką i Boską miłością, w takim stopniu rozwijamy się
harmonijnie. Jeśli dobrowolnie nie przestrzegamy głównego prawa
wszechświata, to otrzymujemy przymusową pomoc w postaci obraz, kłótni, niesprawiedliwości
i zdrad. Jeśli nie możemy tego zaakceptować, to otrzymujemy pomoc w postaci
chorób i nieszczęść. Jeśli tego również nie akceptujemy, to przychodzi pomoc w
postaci śmierci. Zawsze i wszędzie
otrzymujemy pomoc. Bóg nigdy nie
karze. Wydaje się nam, że wiele z tego jest karą, ponieważ żyjemy tylko
ludzką logiką. Jeśli dusza przestaje odżywiać się miłością, to zaczyna
całkowicie zależeć od ludzkiego Ja, i traci kontakt ze swoim wyższym Ja.
….
Należy zaakceptować
destabilizację ludzkiego Ja na każdym poziomie, przy czym nie tylko zachowując
miłość do Boga, lecz także maksymalnie koncentrując się na tej miłości, na
swoim Boskim Ja. Trzeba wznieść się ponad ludzkie wartości, zmniejszając od
nich zależność, a nie wyrzekając się ich. Ludzka miłość jest surowcem dla
miłości Boskiej. Im więcej przebywaliśmy w dzieciństwie w atmosferze miłości i
dobroduszności, tym więcej możemy osiągnąć w poznaniu Boskiej miłości.”
Zauważyliście też pewnie, że stare powiedzenie ”Jak trwoga - to do
Boga?” jest wciąż żywe. Rzeczywiście coś w tym jest.
Jak doświadczamy ciężkich chwil, zwracamy się o pomoc do Boga, a wtedy, poprzez
modlitwę następuje też rozpad naszego przywiązania i nie potrzebujemy więcej
cierpień dla oczyszczenia poziomu duchowego i przywrócenia równowagi.
Jak sięgam pamięcią, zawsze, kiedy któreś z dzieci
zaczęło chorować (każda matka zna swoje dziecko i przy najmniejszym odchyleniu
od normalnego zachowania jest w stanie zauważyć, że harmonia u dziecka została
czymś naruszona), włączał mi się taki sygnał ostrzegawczy – co mogło na to
wpłynąć? Tak, jak pisałam w poprzedniej części – analizuję poziom fizyczny
przyczyny, ale też skupiam się na tym mentalnym – i zauważam tu bardzo dużą
zależność..
Przekonajcie się sami i spróbujcie to zdiagnozować ze
swojego poziomu. Jeśli uda wam się - a jest to tak naprawdę proces ciągły -
osiągnąć harmonię, na pewno przyznacie mi rację J.
Ja również mam wzloty i upadki w tym zakresie, ale się nie obrażam i nie
poddaję, staram się nie analizować i nie oceniać sytuacji, nie porównywać, ale
jestem tylko człowiekiem i mam chwile słabości, jak każdy.
Jeszcze parę słów w oparciu o przykład (również z książki). Wyobraźcie sobie taką sytuację: dwie osoby zostały niesłusznie obrażone. Pierwsza mówi o swoich pretensjach i stara się zmienić sytuację. Im więcej prób wykona i im aktywniej będzie próbowała ustalić przyczyny tego co zaszło, tym mniej będzie w jej duszy negatywnych emocji. Druga osoba będzie po prostu obrażała się, nic nie robiąc, czyli unieruchamiając siebie i w rezultacie może zacząć chorować.
Zatem przezwyciężenie stresu zależy od tego, jak bardzo jesteśmy aktywni i gotowi przekształcić negatywne emocje w różne działania.
Stres uwalnia siły obronne i przełącza organizm w stan mobilizacji, ale jeśli ten stan trwa długo, to następuje wycieńczenie nerwowe i energetyczne, które może doprowadzić do choroby lub śmierci. A więc umiejętność wyłączenia się w odpowiednim momencie ze stanu stresu pozwala zachować zdrowie i siły do dalszego rozwoju.
Każdemu z nas przydarzają się sytuacje pośrednio lub bezpośrednio zagrażające naszemu życiu, zdrowiu, karierze czy pomyślności. Jeśli od czasu do czasu zmieniamy rytm życia oraz sytuacje, w których się znajdujemy, to stres z ciągłego zmienia się w dozowany, a z niebezpiecznego w pożyteczny.
Osoby pasjonujące się obozami wędrownymi, sportem, wyjazdami na łono natury uczą się przede wszystkim wyłączania się z sytuacji stresowych i nieprzyjemnych wydarzeń związanych z pracą czy domem. Zatem stresem można kierować, zmieniając go z trucizny w lekarstwo.
Często źródłem stresu jest nasz światopogląd. Ciągłe szukanie winnych nieuchronnie rodzi negatywne emocje i obniża naszą adaptację.
Dlatego nigdy nie wolno zapominać, że miłość znajduje się ponad wszystkim.
Sztywne ocenianie ludzi i otaczającego świata oraz skupianie się na negatywnych stronach życia może doprowadzić do ciągłego, podświadomego stresu, a potem do chorób i obniżenia możliwości duchowych.
Zasoby wewnętrznej dobroduszności, miłości i ciepła w duszy warunkują nasze możliwości dotyczące przezwyciężenia stresu. Zatem nasz charakter jest bezpośrednio związany z naszymi możliwościami przezwyciężenia stresu.
Badania amerykańskich naukowców na temat długowieczności pokazały, że wszystkich długowiecznych ludzi łączą jedynie dwie cechy – dobroduszność i aktywność.
Właśnie te cechy są niezbędne do pomyślnego zwalczania różnych stresów.
I na koniec jeszcze jeden cytat, który wyjaśnia wspominaną hierarchię wartości i można powiedzieć jest wskazówką do budowania zdrowia:
„… miłość do Boga
rodzi miłość do ludzi i otaczającego świata. Miłość do ludzi rodzi zasady
moralne i moralność. Moralność rodzi duchowość, duchowość rodzi intelekt i
zdolności, które z kolei pozwalają rozwijać nasz dobrobyt materialny. W jakim
stopniu koncentrujemy się na pierwszym ogniwie, w takim pomyślnie funkcjonuje i
rozwija się cały łańcuch. W jakim stopniu koncentrujemy się na drugorzędnych
ogniwach, w takim cały łańcuch zaczyna się rozpadać.”
Żeby wciąż pamiętać o pracy nad sobą, ja mam w domu specjalnie pomalowany farbą tablicową kominek, gdzie umieszczam różne ciekawe teksty, aby sobie i najbliższym przypominać o potrzebie budowania zdrowia, w oparciu o miłość również :)
Temat jest tak obszerny, że można by pisać i pisać, ale też potrzeba czasu, aby temat ogarnąć, zainteresowanych zgłębianiem tematu odsyłam do książek Łazariewa, ale też J. Radfielda i Anthony de Mello i pewnie można znaleźć jeszcze wiele ciekawych publikacji. Poszukajcie, może coś podrzucicie też dla mnie :).